Jesteśmy ze sobą od kilku miesięcy i uznajemy, że to odpowiedni czas na wyznanie: „kocham cie”. Jakby chodzenie do kina i spacery za rączkę nie wystarczały, musimy to jeszcze udokumentować słowami…
Słowa to o tyle piękne, że o ile druga strona odpowie nam tymi samymi, to mamy komplet szczęścia. Żeby nie poczuć zażenowania w momencie gdy jednak szczęścia skompletować się nie udało, trzeba przed tym przemyśleć kilka kwestii. Tak wiem, że ciężko jest myśleć będąc zakochanym, a uczucie to odmóżdża nas całkiem, nie mówiąc już o utracie zmysłów, ale przecież te słowa kieruje się do tej jednej jedynej osoby, więc trochę rozwagi wprowadzić tu trzeba.
Zwykle gdy zamierzamy komuś wyznać to skomplikowane uczucie w dwóch prostych słowach, nie spodziewamy się odrzucenia, bo gdy już komuś o tym mówimy to ewidentnie jesteśmy pewni, że: „przecież ona/on też to do mnie czuje!”. No w końcu się ze mną spotyka i jesteśmy ze sobą blisko, więc jakby mogło być inaczej. A niestety mogłoby i trzeba dopuścić do siebie taką myśl.
Komu właściwie należą się te słowa, i co sprawia że cisną się nam one na usta w towarzystwie tej a nie innej osoby? W dużej liczbie przypadków jest to jedynie nie poznanie jeszcze innych opcji. A przez brak porównania uważamy za najlepszą tą opcje, którą mamy akurat pod ręką.
Spójrzmy na pierwszą, zwykle młodzieńczą miłość. Dlaczego mówi się że jest ona niezapomniana? Była nieśmiała i wiążąca się z pierwszymi fizycznymi doznaniami. Nic dziwnego, że się ją wspomina. A poza tym błędy dobrze jest mieć w pamięci, by więcej do nich nie dopuścić ;) Z pierwszym zauroczeniem jest tak, że mimo iż wyznamy tej osobie swe uczucia, to są one wyznawane na ślepo. Jest to dopiero próba przed spektaklem. Spektaklem który będzie trwał dopóki nie trafimy w końcu na właściwą osobę.
Nie chce wchodzić w tajniki tych, którzy ze swoim pierwszym życiowym partnerem są do dziś i to z dużym stażem. Nie chciałabym też im zło wróżyć, że jako iż nie mieli niezbędnego dla mnie „porównania”, to prędzej czy później mogą być rozczarowani znalezieniem nie swoich plam na prześcieradle ukochanej osoby.
Przywołuje przykład pierwszej miłości, dlatego że będąc pierwszym mężczyzną mojej kobiety zadałbym jej pytanie: Dlaczego jestem lepszy od innych, skoro nawet tych innych nie poznałaś?
Jeśli jednak wybraliśmy naszego partnera spośród długiej i żmudnej selekcji, to porównanie już mamy, więc czas teraz by się zastanowić czy nasz wybór na pewno jest dobry.
Za co mnie kochasz? Mówi się że nie kocha się za coś, a kocha się po prostu, lub za to że „jesteś”. Myślę że to duże uproszczenie i wręcz brutalne zatuszowanie prawdziwej odpowiedzi: „nie wiem” lub: „nie umiem ci powiedzieć”.
Jeśli zapytam: Dlaczego mnie lubisz? To jakąś konkretną odpowiedź na pewno usłyszę. Będzie ona w postaci wymienienia moich zachowań, czy cech, czy zalet. W każdym bądź razie nie odpowiesz, że nie wiesz. Bo to kogo darzymy sympatią lub nią nie darzymy jest zawsze uzasadnione.
Podobnie jest z miłością. Jeśli nie możesz mi powiedzieć za co mnie kochasz, to jaką mam pewność że twoje wyznanie miłości jest kierowane akurat do mnie i tylko do mnie?
O ile potrafimy powiedzieć, że kochamy swoją matkę bo nas wychowała, bo zawsze przy nas była, bo możemy na nią liczyć, o tyle ciężej przychodzi wymienienie powodów jeśli chcemy powiedzieć, że kochamy naszego partnera, a jednocześnie odróżnić go od własnej matki.
Zastanowienie się nad tym za co się kocha jest dobrym sposobem na to, by się w swym uczuciu upewnić i być świadomym wyboru tego, a nie innego partnera. Jest to też o tyle zdrowe zadanie, że pomoże nie tylko nam, ale też i ubezpieczy w razie gdy naszemu partnerowi przyjdzie do głowy zadać pytanie: „dlaczego to właśnie mnie wybrałeś?”.
Jaka jest różnica pomiędzy „lubieniem”, a „kochaniem”? Powody dla których mój partner mnie lubi są też tymi dla których mnie kocha, więc wymieńmy najpierw te cechy za które swojego partnera lubimy. To raczej proste, bo zakładam że znamy się na tyle, żeby bez problemu wymienić takich powodów co najmniej dwadzieścia. Wyobraź sobie teraz, że przedstawiam ci osobę o identycznych cechach osobowości, co twój aktualny partner. Więc ustalamy, że ma ona takie samo wnętrze, a jedyne czym się różnią, to wygląd. Karze ci teraz dokonać pomiędzy nimi wyboru, biorąc pod uwagę że podstawiony przeze mnie sobowtór jest o niebo atrakcyjniejszy. „No jasne że biorę ładniejszą, skoro w środku są takie same!”- to odpowiedz o tyle dobra, że właśnie uświadomiliśmy sobie, że nie jesteś gotowy na wyznanie miłości. Bo kocha się też za wygląd. Za wygląd ten a nie inny. Za widok właśnie tej twarzy, za ten uśmiech, za tą podniesioną brew, piegowaty nos i za to spojrzenie. Jeśli wybraliśmy sobowtóra, to znaczy, że obojętny jest nam widok osoby z którą budzimy się rano. Ale liczę że większość dokonała wyboru swojego prawdziwego partnera, dzięki czemu możemy czytać dalej.
Moja znajoma po kilku namiętnych miesiącach z chłopakiem, z którym dawno już wyznali sobie miłość, w pewnej sprzeczce telefonicznej usłyszała od niego pytanie: „Czy ty w ogóle wiesz jaki ja mam kolor oczu?”. Na szczęście miała pod ręką jego zdjęcie…
Czy rzeczywiście „na szczęście”?
Posiadanie wiedzy na temat koloru oczu bliskiej nam osoby jest na pewno miłym romantycznym szczegółem. Ale jaki to ma związek z naszymi uczuciami? Zastanówcie się i Wy, czy umiecie podać kolor oczu osoby Wam bliskiej, niekoniecznie partnera. Jeśli tak, to… to co z tego? Jeśli nie, to czy to powód do wstydu? Wymaganie wiedzy na temat mojego koloru oczu lub innego podobnego szczegółu, jest o tyle romantyczne, o ile nie zestawimy go na równi z udowadnianiem przez tą wiedzę miłości.
Ale to nie oznacza, że jeśli nie znasz koloru oczu bliskiej ci osoby to jesteś rozgrzeszony. Bo oczywiście że powinieneś się wstydzić! Tym bardziej jeśli mówimy o twoim partnerze. Uznając go za tego jedynego, posiadanie takiej wiedzy jest po prostu rzeczą naturalną. Więc jako, że kochamy kogoś też i za jego wygląd to warto takie szczegóły znać. By w przyszłości nie złapać się samemu w pułapkę. Jako że my jeszcze nie wiemy czy kochamy, a dopiero się w tym uświadamiamy, to okazja do sprawdzenia oczu, skóry czy prawdziwego koloru włosów jeszcze się nadarzy.
Mamy już porównanie do innych, mamy cechy osobowości, wyglądu. Czy już możemy być pewni swojej miłości? Czy już możemy powiedzieć: „kocham cię”?
Możemy sobie teraz zadać kilka pytań dodatkowych, które będą naszymi ostatnimi gwoździami do tej trumny ;) Czy jest to osoba, z którą moglibyśmy spędzić i dzielić resztę naszego życia? Czy nie czujemy się przy niej skrępowani? Czy moglibyśmy zrobić dla niej wiele (nie napiszę: „wszystko”, to zbyt brutalne). Czy jesteśmy w stanie podać jej swój pin do konta bankowego? Czy podjęlibyśmy dla niej duże ryzyko? Czy jej szczęście jest ważniejsze od naszego?
Jeśli chociaż na jedno z tych pytań odpowiedzieliście „tak”, to wasza miłość faktycznie jest prawdziwa! Mówię „chociaż na jedno”, bo odpowiedź pozytywna na wszystkie te pytania, wiąże się z daleko posuniętym masochizmem! A wtedy swoje kroki należy skierować nie do partnera, a do specjalisty, który wyleczy nas z OBSESJI, bo to już nie miłość niestety…
Mam nadzieję jednak, że każdy dokona teraz słusznego wyboru partnera, a ci którzy zostali oświeceni: „to jednak nie to!” nie będą marnować swojego czasu na omyłki i pójdą szukać dalej lub w końcu dorosną ;) Dzięki temu zaoszczędzimy na pewno kilku rozwodów. Pamiętajmy też że miłość to uczucie bardzo skomplikowane i należy umieć odróżnić je od prostego zauroczenia. I co najważniejsze nie dać się emocjom i zwykłemu pożądaniu! A co jeszcze ważniejsze: dopuścić do miłości trochę rozumu!
Naucz się samodzielnej hipnozy
z bezpłatnym poradnikiem AUTOHIPNOZA
BEZPŁATNY
A jak powiedzieć partnerce, z którą jestem od roku, że jej nie kocham? Pomyliłem się? Może okłamałem?…
„Nie chce wchodzić w tajniki tych, którzy ze swoim pierwszym życiowym partnerem są do dziś i to z dużym stażem. Nie chciałabym też im zło wróżyć, że jako iż nie mieli niezbędnego dla mnie „porównania”, to prędzej czy później mogą być rozczarowani znalezieniem nie swoich plam na prześcieradle ukochanej osoby”
Zawsze można znalesc nie swoje plamy. Ale to nie jest kwestia tego czy ktos mial 1 partnera czy wiecej. bo jak ktos mial wiecej to sie moze przyzwyczaic do tego ze nie bedzie spal ciagle juz tylko z jednym i tym samym. Ten tekst bi mi pasował ale do opowiadania erotycznego :D
od roku, cóż za wyczyn… no to faktycznie masz problem dzieciak! … skoro jej nie kochasz to ulżyj i sobie i jej i powiedz jej to wprost a obojgu Wam zrobisz wielką przysługe, pzdr
taki suchy tekst do opowiadania erotycznego?! niektórym widze niewiele potrzeba do zaspokojenia swoich fantazji …
A teraz szczęka mi opadła jeszcze niżej… Bo to wnioski, do których doszłam w ciągu ostatniego miesiąca. A jestem z partnerem od 4 lat. I co, jeśli ja wybrałam świadomie, po latach poszukiwań, a dla partnera jestem tą pierwszą i jestem pewna, że nie ma on porównania, co już zaczyna się na nas odbijać? Co wtedy jest moralne? Ach, długi i bolesny temat…
Milosc czuje sie od samego poczatku, a nie po kilku miesiacach – i to jest pierwszy blad autora. Po kilku miesiacach jest przyzwyczajenie i wygoda sytuacji i mocniejsze organizmy rozwiaza ten zwiazek (jesli kiedys taki byl – bo to ze sie z kims chodzi na spacerki i uprawia seks to nie oznacza zwiazku).
Milosc jest TYLKO od pierwszego spojrzenia. Jest to choroba psychiczna, hipnoza, itd itd.
gówno prawda. od pierwsze wejrzenia to można mówic jedynie o ZAUROCZENIU. jeśli jesteś w stanie po 1 spotkaniu powiedziec z czystym sumieniem osobie, że ją kochasz, to szczerze Ci współczuje. a wiesz czemu? bo tej osoby nawet nie znasz..
ale ludzie mają pojęcie o miłości.. [*]