Spodziewałem się dużo po człowieku, który przez wielu nazywany jest największym z obecnie żyjących hipnotyzerów. Ponad 60 lat praktyki hipnozy, prawie 50 zawodowo i prawie 40 jako jej nauczyciel. Patrząc na ludzi z największymi sukcesami w tej branży, prawie wszyscy uczyli się właśnie od niego.
Zapowiadało się więc, że doświadczę naprawdę wiele. Pierwszą część szkolenia miałem okazję przerobić już wcześniej i choć zaszło w nim kilka (pozytywnych) zmian, to nie było ono dla mnie zbyt dużym zaskoczeniem. Zaskakiwało mnie natomiast wiele innych rzeczy. Zaskakiwało czasem pozytywnie, czasem negatywnie, a czasem po prostu zaskakiwało.
Zaczynając od początku:
3 loty samolotem, żeby dostać się na Florydę i… ani jednego pasażera w zasięgu wzroku, który wykazywałby jakiekolwiek objawy chociażby najmniejszego lęku przed lataniem. Szkoda. Samolotowa hipnoterapia musi poczekać. Pozostała mi więc autohipnoza, która przydała się tym bardziej, że przez opóźnienie drugiego samolotu uciekł mi trzeci i zamiast 16 godzin w podróży spędziłem 24. W między czasie, na pokładzie miałem okazję obejrzeć genialną animację Pixara o emocjach żyjących w umyśle, procesach pamięciowych, tożsamości i innych mentalnych funkcjach. Film „Inside Out” („W głowie się nie mieści”) polecam naprawdę wszystkim.
Jedyny raz odbiegnę od tematów hipnotycznych i napiszę tylko 1 zdanie o Florydzie. Po przylocie wprost cudownym było pływanie na odkrytym basenie… o 2.00 w nocy… pod koniec września :) Tyle. Koniec. Więcej nie wspomnę ;)
Już w samolocie odpaliłem sobie zmianę trybu snu, dodając zaprogramowane wcześniej hipnotyczne elementy snu polifazowego, więc z rana na szkoleniu byłem rześki i pełny energii. W odróżnieniu od prawie wszystkich, którzy zmieniając strefę czasową doświadczali tzw. jet lag’u, czyli złowieszczo brzmiącego „zespołu nagłej zmiany strefy czasowej”. Dlaczego nikt z nich (a wszyscy zaznajomieni byli z tematem hipnozy) nie wpadł na to żeby zniwelować jego skutki? Przestawianie biologicznego zegara snu za pomocą hipnozy jest przecież dziecinnie proste. Wystarczy kilka sugestii dyrektywnych, drobna wzmacniająca wizualizacja i po sprawie.
Pomimo, że było tylko 15 uczestników na pierwszej części i 9 na drugiej, szkolenie było iście międzynarodowe. Byli ludzie z Chin, Japonii, Dubaju, Kanady, USA, Anglii, Niemiec, Kolumbii, Arabii Saudyjskiej, Tajwanu, Nowej Zelandii, Szwajcarii, Luxemburga, Brazylii, no i ja z Polski. Byli rzecz jasna i prowadzący:o
Arcymistrz hipnozy – Gerald F. Kein z USA, oraz jego sukcesor Hansrudi Wipf ze Szwajcarii. Jerry prowadził w swoim stylu. Pełen profesjonalizm z domieszką specyficznego humoru oraz osobistych i często niesamowitych doświadczeń.
Hans natomiast był dla mnie postacią z początku nieodgadnioną. Ot człowiek, który „odkupił” od Jerrego całą szkołę Omni Hypnosis. Miałem z nim wcześniejszy kontakt drogą elektroniczną. Wydawał się być otwartym, pozytywnym, aczkolwiek dość zwyczajnym człowiekiem. W miarę postępującego szkolenia wyłaniał jednak swoją szczególną wartość. Prócz bycia świetnym hipnoterapeutą i instruktorem, okazał się być genialnym biznesmenem i liderem z wizją rozpowszechnienia hipnozy o najwyższej jakości… jakości Omni :) Hans i Jerry uzupełniali się więc genialnie, a tworzyli przy tym niemal rodzinną atmosferę.
Prócz genialnej nauki mieliśmy również dużo śmiechu
O tym co działo się na sali szkoleniowej napiszę krótko i zwięźle: BARDZO WYSOKI poziom nauczania i genialne podejście do hipnozy. Ale to był tylko jeden z aspektów interakcji z nimi. Drugi zaczynał się, gdy wyłączane były kamery i każdy mógł mówić w nieoficjalnym charakterze.
Podczas przerwy obiadowej, a tym bardziej przy wieczornym piwku, można było pogrzebać w ich mózgach. Wraz z innymi uczestnikami wyciągaliśmy więc szczególne smaczki ich praktyk jako hipnotyzerów i nauczycieli hipnozy, ich osobiste przemyślenia, oraz historie sukcesów i wpadek.
Bardzo dużym zaskoczeniem i zarazem niesamowitą wartością było pojawienie się „gościa specjalnego”. Pewnego dnia, bez żadnej zapowiedzi, po prostu wszedł na salę. Stephen Parkhill, autor książki „Answer Cancer” i jeden z największych hipnoterapeutów, specjalizujący się w pracy z ludźmi nieuleczalnie chorymi (rak, aids, choroby autoimmunologiczne i wiele innych)… noo… nieuleczalnie wg. oficjalnej medycyny zachodniej ;) Niesamowitą sprawą jest fakt, że Steve jako absolwent Omni używa w zasadzie tylko i wyłącznie technik, których nauczył się od Jerrego. Jedyne co go odróżnia od „przeciętnego” (słaby dobór słowa patrząc na jakość hipnozy jaką prezentują absolwenci) hipnoterapeuty to… jaja. A Steve ma parę i to całkiem konkretnych. Wyobraź sobie siebie, gdy na co dzień pomagasz ludziom którzy bardzo często dostają od lekarzy wyrok nawet kilku tygodni życia. Ludzi z resztkami nadziei, albo i całkiem bez niej.
Ale nie tylko kontakt z największymi mistrzami był niezwykły. Takimi były również rozmowy z innymi uczestnikami o tym jak hipnoza postrzegana jest w różnych zakątkach naszego globu. Ja przez długi czas miałem przekonanie, że to Polska jest hen hen daleko za resztą świata. Wszak zaledwie kilka lat temu wszyscy mi wmawiali, że jestem „mało podatny” na hipnozę. Okazuje się jednak, że nie jesteśmy na szarym końcu.
Nie Tang i Nie Fei z Chin powiedzieli mi, że u nich niecały rok temu cała hipnoza to byli wyłącznie ludzie z podejściem ericksonowskim, mesmeryzmem i NLP. Chłopaki robią jednak bardzo dobrą robotę i podejście Dave’a Elmana rozprzestrzenia się u nich w niesamowitym tempie.
Claude Ribaux, który podróżuje po całym świecie (między innymi z Czerwonym Krzyżem), rozwinął temat ciekawego stylu „active alert hypnosis” (aktywna czujna hipnoza) przenosząc takie procesy jak regresja, praca z abreakcjami, czy hipnoza grupowa – do siłowni ;) Pewnego poranka usiadłem więc na rowerze w siłowni i „pojechałem” za jego sugestiami do bardzo interesującego hipnotycznego doświadczenia.
Mój współlokator i zarazem najmłodszy trener w Omni, Michael Arruda z Brazylii opracował i przetestował na ponad setce osób technikę za pomocą której pozbywać się można bólu i innych negatywnych symptomów w ciągu… sekundy. Noo… z dość istotnym wstępem w ciągu 3-4 sekund ;)
Michael wyciągnął esencję z „20 sekundowego uleczenia bólu głowy”, które od jakiegoś czasu zaznacza swoją obecność wśród hipnotyzerów, a którego świadkami byli uczestnicy ubiegłorocznej, warszawskiej edycji warsztatów Mistrzów Hipnozy z Seanem Michaelem Andrewsem.
Po powrocie do Polski zdążyłem z sukcesem przetestować ta technikę na mojej ukochanej córeczce, którą przez zatkane zatoki zaczęło boleć ucho. Za drugim razem przekombinowałem, ale już przy pierwszym podejściu przestało ją boleć całkowicie. Niesamowita sprawa.
Kolejną ciekawą postacią jest Emile Allen mieszkający na Florydzie, emerytowany lekarz medycyny specjalizujący się w urologii i chirurgicznej onkologii. To właśnie za jego sprawą zawitał do nas Stephen Parkhill, z którym Emile „przypadkowo” poznał się na polu golfowym. Emile otwarcie twierdzi, że przez 2 lata praktyki hipnozy pomógł większej ilości osób niż w ciągu 20-letniej kariery medycznej. To jest coś.
Warsztat zakończył się dla mnie niesamowicie. Wg tradycji Omni prowadzący mówią kilka osobistych zdań odnośnie uczestnika zanim oznajmią mu, że to właśnie o niego chodzi i wręczą mu certyfikat uczestnictwa. Słowa Geralda Keina napełniły mnie dumą. Możecie zobaczyć sami.
https://www.youtube.com/watch?v=YWUSIqPUugc
Nie jestem w stanie przekazać Ci wszystkich doświadczeń ze światowej hipnozy na Florydzie. Co Ci jednak mogę obiecać to to, że będę dzielił się tymi doświadczeniami, wiedzą i niesamowitą energią.
Światowa hipnoza wchodzi do Polski już teraz, a w marcu 2016 roku pierwsi Polacy dołączą do międzynarodowej elity hipnoterapeutów.
W najbliższym czasie czekają nas naprawdę niesamowite chwile.
Naucz się samodzielnej hipnozy
z bezpłatnym poradnikiem AUTOHIPNOZA
BEZPŁATNY
Super, gratulacje! Robiłem u Geralda certyfikat podstawowy i zaawansowany, tak jak mówisz to Arcymistrz hipnozy :) Do Ciebie Michał też się wybiorę w przyszłym roku, warto uczyć się od wszystkich pasjonatów i mistrzów :)