Dadzą ci zdrowie, miłość, dobrobyt psychiczny. Dadzą ci szczęście i wszelką pomyślność.
Kto gotów mi powiedzieć, że „Pieniądze szczęścia nie dają” niech wystąpi z szeregu plebsu, który tłumaczy swoje niedojstwo tym powiedzeniem. Niech gotów będzie pojąć, że pieniądze dają szczęście, a jego/jej przekonanie, że jest odwrotne, to tylko usprawiedliwienie.
Pieniądz jest jedynie zamiennikiem dla rzeczy i chwil, które dają nam szczęście, zdrowie i spokój psychiczny. Dają nam też miłość, bo czymże jest miłość, której nie można we wszelaki sposób konsumować?
Pieniądze zamieniamy na dobre jedzenie, wycieczki, knajpy, dobre samochody, wielkie domy w kilku miejscach na świecie. Jak wytłumaczysz sobie, że zarabiasz tysiąc złotych miesięcznie pracując od rana do wieczora i mieszkasz w marnym mieszkanku? Pieniądze szczęścia nie dają – spełniasz się w swojej pracy, masz urlop raz do roku, masz też swoją miłość, co chcieć więcej od życia? Przecież pieniądze szczęścia nie dają.
Podejdźmy do sprawy praktycznie. Zarabiając mało nie masz możliwości na urozmaicanie swojego życia w atrakcje sportowe, rozrywkowe, wypoczynkowe itd. Odbierasz sobie tym samym dodatkowe chwile radości. Zarabiając mało, nie możesz pozwolić sobie na produkty żywnościowe najwyższej jakości, na leczenie u najlepszych specjalistów na świecie. Czy zatem dalej uważasz, że pieniądze szczęścia nie dają?
Pieniądze to tylko zamiennik. Wkładasz w coś swoją pracę, za co otrzymujesz wynagrodzenie, które przeznaczasz na swoje utrzymanie i ewentualne rozrywki, które dają… szczęście, radość – często dzielone emocje z innymi, które także mogą tworzyć miłość.
Jak jednak wytłumaczyć sobie, że pracuje się codziennie po 8 godzin, pieniędzy ledwo starcza na utrzymanie i praktycznie nasze życie jest podarunkiem dla kogoś innego – naszego pracodawcy? Pieniądze szczęścia nie dają?
Poczucie szczęścia to jest jednak subiektywne uczucie. Nie odmówię go komuś, kto nie dysponuje oszałamiającymi środkami finansowymi. Żal mi się jednak robi, gdy ktoś stara się mnie przekonać o tym, że nie zarabia więcej, bo „pieniądze szczęścia nie dają”.
Co możecie mi życzyć, a co ja życze wszystkim z pełnią przekonania? Oczywiście pieniędzy, bo rzecz jasna, je można zamienić na zdrowie, szczęście, dobrobyt fizyczny i psychiczny oraz wszelką pomyślność.
Naucz się samodzielnej hipnozy
z bezpłatnym poradnikiem AUTOHIPNOZA
BEZPŁATNY
„Pieniadze szczescia nie daja” stwierdzenie ktore zalezy jak sie je rozumie. Same pieniadze nie daja szczescia, ale pilnosc i pracowitosc, ktore daja pieniadze, przynosi szczescie, zajecie ktore nas pochlania daje satysfakcje i zadowolenie, spokoj wewnetrzny a z tym zwiazane zabezpieczenie finansowe. Tego przywileju nie posiada kazdy i dlatego trzeba go wykorzystac, jesli sie go ma.
Pozdrowienia
Joanna
„Pieniądze szczęścia Nie dają, ale trzeba je mieć, bo po pierwsze szczęściu Nie przeszkadzają, a po drugie…” Wiesław Wojnar – Wesele.
Pieniądze szczęści a nie dają ale trzeba je mieć bo po pierwsze w szczęsciu nie przeszkadzają a po drugie w szczęściu pomagają.
Chciałbym zacząć jakąś dłuższą dyskusję, więc jeżeli wystarczy odwagi i energii autorowi, proszę o odpowiedź.
Zacznijmy nie od tego czym jest szczęście, ale od rodzajów przyjemności. Zbanalizujmy podział do emocjonalnych, intelektualnych i duchowych. Emocjonalne to np. ściganie się ze znajomymi na gokardach, wizyta w najdroższym jacuzzi w Europie, czy oddzielona od miłości i namiętności część seksu np. z przypadkową osobą. Neandertalczyk, gdy upolował bizona i ryczał z radości też odczuwał przyjemność emocjonalną. Słowem, najpłytsze z nich. Działają tu emocje, nie UCZUCIA! Mówiąc o intelektualnych ograniczę się na razie do sztuki. Z błyskiem w oku zarzucona mi zapewne mi zostanie ignorancja w stosunku do nauki, jednak nie jest to kwestia niezbędna w moim wywodzie – mógłbym napisać tylko o nauce pomijając sztukę jako, powiedzmy, równorzędny przykład przyjemności intelektualnej, jednak o artyzmie będzie mi się pisało dużo milej. Mianowicie: sztuka, jako jedno ze swoich bazowych tworzyw używa „czucia”. W języku polskim można to nazywać różnie, jednak w angielskim jest to bardzo jasno zdefiniowany termin „feeling”. Jedno z jego oblicz jest w miarę jednolite, tak dla muzyki, sztuk plastycznym jak i literatury ( po raz kolejny i ostatni upewniam, że mam świadomość iż mój wywód jest bardzo uproszczony). Mam tu na myśli np. klimatyczne opowiadanie (przykład mogę pzesłać, muzyki również, obrazu też ale będzie trudniej). Jest ono zupełnie autonomicznym uczuciem, nie wynikającym z niczego i możliwym do uzyskania u każdego człowieka, słowem normalnym. Inne, mocniejsze i mniej werbalne jest czucie Bluesa, ale to oddzielny temat. Jeszcze inną przyjemnością jest korzystanie z pamięci, intelektualne podróże najpiękniejsze odwiedzone miejsca i tak dalej. Tutaj mamy jak widać do czynienia z czymś dużo głębszym niż poprzednio. Przejdźmy nareszcie do ostatniej kategorii, a mianowicie duchowości. Chce tutaj tylko wspomnieć o różnych rodzajach tj. satysfakcji i wierze. O ile mowa o „feelingu” wydaje się jałowa, dużo bardziej mija się z celem mówienie o szczęściu z wiary. Do moich wypocin wystarczy sama świadomość jego istnienia, zaufanie, spełnienie i pokój.
Podsumowując, tylko do przyjemności emocjonalnych, eufemizując, najbardziej płytkich, nadadzą się pieniądze.
Nie chciałbym zostać odebrany jako ktoś, komu nudzi się w domu i spami, myślałem, że zajmie to dużo mniej czasu i miejsca, a poza tym dawno nie prowadziłem z nikim obcym tego typu dyskusji, a tutaj mam nadzieję trafić na inteligentnego przeciwnika.
Liczę na kreatyną odpowiedź, pozdrawiam, Kamil.
ps. od razu chce zabezpieczyć się przed tekstami w stylu „drogie samochody dają satysfakcję, czyli najgłębszą przyjemność”. Szkoda czasu na komentarz. A podróżować można bez kasy i do tego to raczej bogaci niż biedni nie mają zbyt wiele wolnego czasu, banalizując.
Pominąłem pewną oczywistość, ale jednak wspomnę o tym, że pieniądze nie dają miłości! Dają one tylko przyjemne emocje, a miłość, co oczywiste, należąca do powiedzmy „przyjemności” najgłębszych nie jest z nich zbudowana. Negatywne emocje mogą być uciążliwe, jednak same pozytywne nie wystaczą, żeby zbudować uczucie. Musi ono być same swoją przyczyną. Cóż znaczy „wszelakie konsumowanie miłości”, które rzekomo można kupić?
Proste.
Zacznę z premedytacją inteligentnie :) Owszem, pójście na gokarty może wywołać emocje, tylko emocje, bo uczucia to faktycznie coś innego. Kop w dupę też wywołuje emocje, codzienny kop w dupę może wywołać dyspozycję do odczuwania pewnej emocji, a więc przerodzić się w stałe uczucie.
Oto na powyższym przykładzie możemy dojść do wniosku, że im więcej pozytywnych emocji tym bardziej pozytywne uczucie. A co nam dostarczy pozytywnych emocji jak nie pieniądz?
Owszem, bez pieniędzy można wiele, ale wyobraźmy sobie sytuacje, że pracujemy 8 godzin dziennie w fabryce i dostajemy minimum, czyli jakieś 1200 zł na rękę. Na mieszkanie, żywność i ogólnie rzecz biorąc – życie – wydajemy 1200 zł. Mimo wszystko utrzymać szczęście przy ciągłym strachu o podstawowe potrzeby człowieka (patrz piramida Maslowa) to nie lada wyczyn.
To może skrajny przypadek, ale uwaga, takich skrajnych przypadków w Polsce jest cała masa.
I tak Kamilu, w tym co piszesz masz rację, ale to jest dopiero krok po tym jak zapewnisz sobie… pieniądze. Ciężko pracując odechciewa się wszystkiego (zarabiałem swoje pierwsze pieniądze pracą fizyczną, trudno było osiągać szczęście uprawiając dodatkowo sport, który daje mi niebywale dużo radości), a mając mało pieniędzy można niewiele, nawet płytę kupić w sklepie, czy wybrać się do upragnionej filharmonii, by nakarmić swoje potrzeby, powiedzmy wyższe. Za darmo to najczęściej kontemplacja na łonie natury, o ile nie trzeba tam dojechać autem.
Co do kopa w dupę – przykład jest według mnie niebywale zwodniczy :) – nie jest trudno wywołać głębsze negatywne uczucie (tak sam jak łatwiej jest niszczyć niż budować), jednak same pozytywne emocje potrzebują jeszcze wielu składników pobocznych, żeby stworzyć tak złożony twór, jak szczęście. Bez intelektu i duchowości będą tylko nędznym pozorem. A pozytywnych emocji dostarczy nam miłość i intelekt. Uczucia zawierają w sobie emocje, więc można skupić się tylko na uczuciach, a poziom emocjonalny i tak będzie zaspokojony, na pewno bardziej.
Co do pracy do 8 godzin dziennie – owszem, utrzymanie szczęścia w takich warunkach jest nieporównywalnie trudniejsze (i ja pracowałem fizycznie). Pozwolisz, że przedstawię swoją analizę. Bardzo dużo czasu poświęca się na pracę, która raczej osłabia, niż zwiększa nasz intelekt. Jednak przy nabyciu umiejętności zwanej podzielną uwagą i rozwinięciu do niezwykłego (takiego tam niestety potrzebnego :) ) poziomu życia wewnętrznego, nasz cel jest coraz bliższy. Czyli, jak widać znów to nie pieniądze dają szczęście. Dywagując, myślę, że pokonanie takich trudności może dać naprawdę niezwykłe rezultaty, jeżeli chodzi o życie wewnętrzne. Powracając do tematu, jeżeli ten posiada się intelekt, pozwoli on w czasie dłuższym lub krótszym, wraz z motywacją, na zmianę pracy, jeżeli nie będzie się chciało podążać drogą nr 1. Jak widać więc, pieniądze znów schodzą na dalsze plany, będąc pobocznym rezultatem intelektu, lub pewną nie ostateczną przeszkodą, być może z czasem przeradzającą się w motywację.
Co do konieczności zapewnienia sobie pieniędzy przed zajęciem się wyższymi potrzebami, to nawet z ich brakiem gra na gitarze nie będzie gorszą, jeżeli blues będzie z nami :). Piramida Maslowa dotyczy PODŚWIADOMOŚCI!!! Nie jesteśmy zwierzętami, zresztą nawet z nimi nie jest tak źle! Podkreślam to w taki sugestywny sposób, bo mam już dość tego typu posługiwania się nią. Filharmonia i płyta to tylko część, malutka, przy której pieniądze są przydatne. Pisanie, granie na gitarze (gram już z 5 lat i do tej pory mógłbym grać na pożyczonych gitarach), żonglerka, czy inne tego typu zajęcia wymagają raczej własnych chęci i sprytu, niż pieniędzy. Owszem, wizyta w teatrze kosztuje, ale cały czas jest to tylko niewielki procent wyższych potrzeb, przy których przydatne, nie konieczne (!) są pieniądze. Bez tego procentu można by się obejść i dalej prowadzić głębokie i ciekawe życie. Jak widać więc rola pieniędzy, lub środków do życia (pracując za jedzenie można jeździć po całym świecie „za uśmiech” i być szczęśliwym, a większość tego co napisałem jest możliwa i stacjonarnie) jest w stosunku do całej garści innych czynnik niewielka, więc bez odpowiedniego kontekstu twierdzenie: „pieniądze dają szczęście”, uznaję za nieprawdziwe.
Uff, i tym razem sądziłem, że nie zajmie to tyle miejsca. Czekam na odpowiedź.
PS. Z miejsca chciałbym się obronić przed argumentem względności: dla różnych ludzi różne rzeczy dają szczęście. Niech ci ludzie poznają, nie tylko zostaną obdarzeni opowieścią, wszystko. Wtedy trzeba będzie się ich spytać jeszcze raz i powrócić do naszej dyskusji :).
A bardzo istotnym składnikiem szczęścia są… pieniądze. By mieć to szczęście gry na gitarze, trzeba ja sobie kupić, by żyć trzeba jeść, a za jedzenie trzeba zapłacić. By mieć dach nad głową trzeba zapłacić. Żyjąc za uśmiech, to pasożytnictwo :)
Szczęśliwych z instrumentem w rękach można spotkać na starówce w Warszawie. Wiążą koniec z końcem ciągle marzą gając na swoich instrumentach :)
Szczęście? Ok.
Mi tu Kamilu wygląda na to, że się artykułu nie zrozumiało i usilnie się mi stara powiedzieć, że „pieniądze szczęścia nie dają”. Można tym nieźle głodujących w Afryce ubawić :)
Pieniądze to fajny zamiennik naszej pracy. Tylko trzeba jeszcze umieć ten zamiennik wykorzystać.
I nad czym tu jeszcze Kamilu dyskutować? Masz pieniądze, to możesz pozwolić sobie na brzdąkanie na gitarze i być happy. Nie masz ich to walczysz o przetrwanie, bo świat funkcjonuje na pieniądzach.
„A bardzo istotnym składnikiem szczęścia są… pieniądze.”
Z tym zdaniem łatwo można się zgoodzić więc ja pójdę tą trudniejszą drogą i nie zgodzę się.
Wydaje mi się, że ktoś kto interesuje się rozwojem osobistym, prędzej czy później trafi na film Etkara Tolle nowa świadomość.
Tam jest opisane dokładne czym jest szczęście. Polecam.