Jeszcze nie tak dawno hipnotyzerzy bali się pewnego stanu. Dla terapeutów był czasem mocno problematyczny, a hipnotyzerzy sceniczni modlili się, by zdarzał im się to jak najrzadziej. Jeśli jednak ktoś profesjonalnie zajmował się hipnozą, to wcześniej czy później, musiał się na niego natknąć.
Jest to stan, w którym osoba hipnotyzowana przestaje reagować na polecenia… nie reaguje w zasadzie na nic, co się dookoła dzieje.
Hipnotyzerzy próbowali taką osobę wyprowadzać poprzez krzyczenie do niej, potrząsanie, czy nawet… policzkowanie.
Nijak nie można było takiej osoby, czy osób (bo były przypadki, gdzie podczas pokazu hipnozy kilka osób weszło w niego jednocześnie) z tego stanu wyprowadzić.
Dlatego właśnie stan ten nazwany został (w brutalny sposób) – hipnotyczną ŚPIĄCZKĄ.
Co robili hipnotyzerzy gdy ktoś kogo hipnotyzowali nagle zapadł w śpiączkę?
Czasem nic… czasem po prostu czekali. To dlatego, ponieważ osoby samoistnie wychodziły z tego stanu po jakimś czasie. Trwało to od kilkunastu minut do nawet kilku godzin.
Przedstawmy kilka scenariuszy jak to było, gdy klient lądował w stanie hipnotycznej śpiączki podczas sesji hipnoterapii.
Jeśli terapeuta miał asystenta/sekretarkę, mógł wynieść pacjenta w śpiączce do poczekalni, by ten w swoim czasie, po otworzeniu oczu, mógł dostać kilka słów wyjaśnienia i pójść do domu.
A co jeśli w poczekalni czekał już na sesje kolejny klient?
Możesz pewnie wyobrazić sobie minę osoby (załóżmy, że cierpi np. na jakieś zaburzenia paranoiczne) siedzącej wygodnie na kanapie i widzącej jak otwierają się drzwi do gabinetu, przez które terapeuta wyciąga jakieś „zwłoki”.
Przejdźmy do sytuacji, które zdarzały podczas wystąpień scenicznych… a zdarzały się one znacznie częściej niż w gabinetach hipnoterapeutów. Podczas hipnotycznego show przeważnie hipnotyzowanych jest kilka, czy nawet kilkanaście osób na raz.
Hipnotyzerzy sceniczni nie mają zbyt dużo czasu na odpowiednie poinformowanie widzów o tym, że hipnoza jest całkowicie bezpieczna, a już na pewno, by przekonać o tym wszystkich.
Zdarzało się, że kiedy osoba na scenie wpadła w hipnotyczną śpiączkę, to ktoś z przyjaciół, czy rodziny reagował agresywnie. Teksty hipnotyzera, że „on sam z tego wyjdzie… za jakiś czas…” raczej nie pomagały.
Do dziś dzień zdarzają się sytuacje, że nie tylko publiczność jest przerażona, ale i sam hipnotyzer, który uczył się z nieodpowiednich źródeł. Przykładem może być afera sprzed kilku miesięcy. W kanadyjskim gimnazjum do stanu śpiączki weszło kilka gimnazjalistek, z których ostatnia została wyprowadzona dopiero po kilku godzinach. Doprowadził do tego „mistrz” hipnozy, który swojego kunsztu nauczył się od występującego tam młodego hipnotyzera.
A przecież już pół wieku temu Dave Elman opracował nie tylko techniki do wyprowadzania z tego stanu (wystarczy zaledwie kilka sekund), ale również do jego intencjonalnej indukcji.
Indukcji zapytasz? Po co indukować stan, którego się wszyscy bali?
Początkowo – zwyczajnie, żeby go lepiej zbadać.
Później – ponieważ okazał się on stanem bardzo użytecznym w medycynie.
Okazał się bowiem stanem, do którego wprowadzał już prawie 200 lat temu James Estaile.
Estaile odkrył, że hipnotyzowany doświadcza całkowitego znieczulenia całego ciała – przeprowadzał więc różnego rodzaju procedury medyczne, podczas gdy hipnotyzowani osiągali stan hipnotycznej śpiączki.
Stan hipnotycznej śpiączki jest zwany także Stanem Esdaile’a. Prócz zastosowań w medycynie, podczas przeprowadzania operacji, ma również inne właściwości.
Tak głębokie rozluźnienie ciała i tak euforyczny stan umysłu sprawiają, że hipnotyzowany jest zupełnie oderwany od otaczającej go rzeczywistości i problemów dnia codziennego.
To właśnie dlatego nie reaguje na sugestie i polecenia hipnotyzera, a w zasadzie nie reaguje prawie na nic. Nie reaguje na hałasy, nie reaguje na szturchanie, szczypanie, potrząsanie… czy nawet krojenie na stole operacyjnym.
Napisałem, że nie reaguje „prawie na nic”, ponieważ jest sposób na wyprowadzenie z tego stanu. Co po raz kolejny, że hipnoza jest bezpiecznym stanem. Trzeba jednak być do tego odpowiednio przygotowanym.
Po pierwsze:
Jeśli np. wybuchł by jakiś pożar – zahipnotyzowany od razu sam z tego stanu wyjdzie. W zasadzie jeśli pojawi się jakiekolwiek realne zagrożenie – hipnotyczna śpiączka znika.
Tutaj należą się dwa wyjaśnienia:
1 – przykładowy pożar musi być prawdziwy… przekonał się o tym Dave Elman, gdy wraz ze swoimi studentami (lekarzami i chirurgami, a przeszkolił ich tysiące) zaczęli krzyczeć „Pożar! Pożar! Musimy uciekać!”, osoba w stanie Esdaile’a w ogóle nie zareagowała. Zapytana później co się działo, zwyczajnie odpowiedziała „Przecież ja dobrze słyszałem jak szepczecie i się namawiacie. Doskonale wiedziałem, że nie ma żadnego pożaru”.
2 – ktoś mógłby zapytać „no ale krojenie na stole operacyjnym to chyba jest jakieś zagrożenie… ja bym się bał”.
W hipnozie zawsze liczy się KONTEKST. Osoba hipnotyzowana WIE po co jest to robione. Dlatego podczas sesji hipnoterapii klient nie zaakceptuje (przeważnie ) sugestii, że będzie gdakać jak kurczak… dlatego podczas hipnozy scenicznej ktoś może być na głębokim transie i zapomnieć jak ma na imię, a nie wyjawi nam numeru swojej karty kredytowej… dlatego podczas operacji osoba nie wyjdzie ze stanu śpiączki… bo wie po co jest na tym stole operacyjnym.
Po drugie:
Reaguje na pewnego rodzaju groźby.
Tutaj właśnie jest najważniejsza nauka, którą każdy kto zajmuje się hipnozą powinien znać.
Jeśli byłeś na jakimś kursie hipnozy, który zaczynał się od podstaw, a tej informacji tam nie było – to był dupa kurs, lub dupa trener prowadzący.
Piszę to z pełnym przekonaniem.
Piszę to jako osoba, która dość ma błędnych przekonań na temat hipnozy i tekstów typu „hipnoza jest niebezpieczna”, „z hipnozy można się nie obudzić”.
Jeśli uczysz, lub kiedykolwiek będziesz uczył technik hipnozy – proszę, a nawet błagam… zapamiętaj i przekaż tą elementarną wiedzę dalej.
Żeby wyprowadzić ze stanu hipnotycznej śpiączki wystarczą słowa „Jeśli nie otworzysz oczu i nie wyjdziesz z tego stanu zanim doliczę do liczby „3” to dam Ci takie sugestie, że już nigdy tak bardzo się nie rozluźnisz… 1…”
Przeważnie nawet nie zdążysz wypowiedzieć liczby „2”, a osoba z szeroko otwartymi oczami powie „Jestem!”.
Jeden z moich hipnotycznych idoli – Gerald F. Kein, zwykł mawiać do swoich klientów, którzy podczas sesji hipnoterapii przypadkowo lądowali mu w stanie Esdaile’a: „Wiem, że nie chce Ci się mnie słuchać… to dobrze… możesz sobie siedzieć w tym stanie i się nim delektować. Ja chciałem tylko przypomnieć, że każda godzina ze mną kosztuje 200 dolarów.”
Jego kliencie wracali do odpowiedniego stanu hipnozy natychmiast.
Po trzecie:
Reaguje na pewne obietnice, a także na sugestie, które mają dać mu jeszcze większe rozluźnienie, czy przyjemność. Przeważnie reaguje też na polecenia na poziomie wyobraźni.
Daje nam to możliwość wyprowadzenia takiej osoby, dając jej sugestię, że nauczymy ją w jaki sposób może wracać do tego stanu sama.
Tak, tak… Stan hipnotycznej śpiączki swobodnie można zakotwiczyć, czyli sprawić, że osoba na określony sygnał (który może dać sobie sama) będzie wchodzić na ten poziom rozluźnienia, bez asysty hipnotyzera.
Po czwarte:
Jeśli śpiączka była intencjonalna (z indukcji, a nie przypadkowa), to przeważnie też można osobę wyprowadzić robiąc tą indukcję w drugą stronę.
No dobra.
A co prócz BARDZO dużego rozluźnienia, stanu euforii i znieczulenia może jeszcze dać nam ten stan?
Otóż jest to stan przejściowy, który może prowadzić do kolejnych stanów, takich jak np.:
– Ultra-Głęboki (stan Sichort’a), w którym jeszcze lepiej zarządzać możemy automatycznymi funkcjami ciała, jak również mamy o wiele większą regenerację ciała (przewyższającą nawet sen fizjologiczny), oraz (choć wydaje się to prawie niemożliwe) jeszcze większe rozluźnienie ciała
– Ultra-Wysoki, w którym osoba hipnotyzowana ma bardzo wysoką sugestywność, samoświadomość… i inne ;)
Esdaile czasem potrzebował godzin, żeby wprowadzić kogoś do tego stanu.
My dzisiaj mamy techniki, które pozwalają zrealizować to nawet w kilka minut.
Ja osobiście pamiętam jak dziś moje pierwsze wejście w hipnotyczną śpiączkę.
Prowadziłem wtedy kurs hipnozy scenicznej we Wrocławiu. Mój uczeń i dobry przyjaciel wprowadził mnie po zajęciach w stan głębokiego transu, a później zaindukował śpiączkę.
Przetestował znieczulenie, efekt katatonii, brak sugestywności, po czym – zostawił mnie na kilkanaście minut, podczas których delektowałem się tym niesamowitym rozluźnieniem i przeżywałem cudowne szczęście.
Stan euforii wzmógł się jeszcze bardziej, gdy ktoś na sali powiedział coś zabawnego, co po prostu sprawiło, że śmiałem się tak intensywnie, jak chyba nigdy w życiu… jednak – śmiałem się „jedynie” wewnątrz, bo moje ciało oddychało sobie normalnie i ani drgnęło… nawet najmniejszy mięsień.
To tyle jeśli chodzi o opis stanu Esdaile’a, hipnotycznej śpiączki.
Jeśli chcesz doświadczyć tego stanu, nauczyć się wchodzić w niego na zawołanie, a także wywoływać go i kotwiczyć u innych – zapraszam do mnie na kurs „Hipnotyczny Coaching – Poziom 2”.
Poziom 2 przeznaczony jest tylko i wyłącznie dla osób zaznajomionych z tematem hipnozy i głębokim transem hipnotycznym… ale obecność na poziomie 1 nie jest wymagana.
Na warsztacie również pozostałe stany „pozasomnambuliczne”, czyli Ultra-Głęboki, Ultra-Wysoki, Hipnotyczny Sen, a także temat hipnozy grupowej, elementy rozrywkowej, oraz niesamowity system metaforyczny, który może posłużyć nie tylko w celach zmiany i terapii, ale także do „czytania w myślach”.
Jesteś zainteresowany?
Zapytaj Adriana o dodatkową zniżkę.
Zapisy na kurs, oraz jego opis tu:
https://www.e-hipnoza.pl/hipnotyczny-coaching-warszawa/
Autor artykułu : Michał Cieślakowski
Naucz się samodzielnej hipnozy
z bezpłatnym poradnikiem AUTOHIPNOZA
BEZPŁATNY
Zostaw komentarz